Przypłynę pociągiem…
Dla większości Polaków dzisiaj „bramą” Sycylii jest Trapani, miasto posiadające tanie połączenia lotnicze z Polską. Dla mnie jednak to Mesyna pozostanie wrotami wyspy, bo właśnie tutaj przypłynęłam po raz pierwszy – i nie ostatni – promem z lądu.
Do Mesyny można dostać się samochodem, co jest oczywiste, wjeżdża się po prostu na prom albo pociągiem, co jest już mniej oczywiste. W Villa San Giovanni (Kalabria) wagony są rozczepiane i wtaczane po torach na pokład, a potem w Mesynie stacza się je na ląd i łączy z powrotem w pociąg. Podczas nocnej podróży z Rzymu, leżąc na piętrowym łóżku w kuszetce, czułam delikatne kołysanie fal w Cieśninie Mesyńskiej; pierwszy raz w życiu płynęłam pociągiem…

Mesyna to nie jest piękne miasto. Już z promu – jeśli się płynie w dzień – widać bloki, bloki, bloki. Wspinają się na zbocze, na którym rozciąga się Mesyna, tworząc zwarte ściany bez szczelin, bez oddechu. Budynki są stłoczone, wybudowane bezładnie, wyglądają na tanie i zaniedbane.
Mesyna została niemal doszczętnie zniszczona przez trzęsienie ziemi w 1908 roku. Zginęła połowa mieszkańców. Prawie wszystko jest tu więc „nowe”, dwudziestowieczne i jakby naznaczone niewiarą w trwałość rzeczy materialnych. Po przyjeździe potrzeba trochę czasu, żeby przywyknąć do chaosu i zacząć dostrzegać w nim również przebłyski piękna. To miasto odpycha i fascynuje, jak cała Sycylia.



Mesyna wygląda najlepiej oglądana z góry, z ulic wspinających się na zbocza, z mieniącą się wodą i błękitną Kalabrią w tle. Tak ją należy zobaczyć i tak ją trzeba sfotografować. Jej wartością jest morze (Tak, cały czas gdzieś za plecami mamy morze – powiedział mi znajomy Sycylijczyk), to dlatego bloki tak się tłoczą, wszyscy mieszkańcy chcieliby mieć balkon z widokiem na cieśninę…


Komunikacja lub jej brak
Z bliska widać brud i zaniedbanie, źle sprzątane ulice, źle działającą komunikację, źle zaparkowane samochody, bezdomne psy, żebraków, czasem mówiących po polsku. Przez miasto jeździ linia tramwajowa, zwana tu metrem oraz autobusy miejskie, które nie mają rozkładu. Wiadomo tylko – i to tylko mniej więcej – o której dany pojazd powinien wyjechać z bazy, dalej już trzeba sobie samemu policzyć, o której dotrze na konkretny przystanek. O ile w ogóle dotrze, bo kierowcy często strajkują; słabo i nieregularnie opłacani nie rwą się do pracy. W autobusach widać głównie kolorowych, rdzenni mesyńczycy mają samochody.
Ale są tu też i pełne ludzi kawiarnie, i bary z doskonałymi drinkami – to tu piłam spritz z sokiem z granatów. Na targu sprzedawcy świeżych ryb kroją bielutkie mięso z powagą i skupieniem, z ciężarówek sprzedaje się świeżutkie czerwone pomarańcze. Uliczne jedzenie jest tanie i smaczne, latem pija się tu lemoniadę z solą na upał i lodowatą granitę kawową.



W Mesynie zachowało sie tylko kilka zabytków, między innymi wspaniały kościół Santissima Annunziata dei Catalani z XIII wieku, w którym widać wpływy normańskie, bizantyjskie, arabskie i romańskie. Świątynia stoi dziś dużo poniżej poziomu ulicy, który został podniesiony po trzęsieniu ziemi; nie wszystkie gruzowiska dawało się usunąć, więc budowano na nich. Niestety nigdy nie weszłam do środka kościoła, zawsze był zamknięty.

Nieliczni turyści oglądają jeszcze w Mesynie katedrę, odbudowaną po zniszczeniach z 1908 roku, ale większość z nich przyciąga stojąca obok dzwonnica z imponującym zegarem astronomicznym, uznawanym za największy na świecie. Codziennie w południe odbywa się tu spektakl, z okien dzwonnicy wynurzają sie ruchome figury, biją dzwony, lew ryczy, kogut pieje.

Według mnie największym skarbem Mesyny są obrazy Caravaggia, znajdujące się w muzeum nieco poza centrum miasta. Kilka lat temu je odrestaurowano, wydobywając na światło pociemniałe szczegóły. Jeden z obrazów to „Wskrzeszenie Łazarza”, drugi to „Pokłon pasterzy”, oba z 1609 roku, jedne z ostatnich prac malarza. W muzeum jest też ołtarz Antonella da Messina, renesansowego artysty, z którym koniecznie trzeba zawrzeć bliższą znajomość, jeśli się zwiedza Sycylię.
Więcej o Caravaggiu na Sycylii:


Mieszkałam w Mesynie przez krótki czas zimą, schodziłam jej ulice, zrozumiałam część problemów, poznałam kilka osób. Nie jest tu na pewno łatwo żyć, mam wrażenie, że ludzie nie mają nadziei na zmiany, ale są pogodni i ironiczni, lubią się bawić, pić wino i nie chcą zaprzątać sobie głowy przyszłością. Może mają rację.

P.S. Od 4 lat burmistrzem Mesyny jest Renato Accorinti, pacyfista, jeden z przywódców ruchu „No ponte” (przeciwko budowie mostu, który miałby połączyć Sycylię z Kalabrią), aktywista ekologiczny, noszący koszulkę „We are all migrants” i jeżdżący do pracy rowerem. Zobaczymy, czy jego działania przyniosą jakiś pozytywny efekt dla miasta…
Inne wpisy na temat Sycylii: