Kontakt: Grzegorz Lindenberg
+48 601 211 278
sprzedaz@toskania.org.pl
Minęło właśnie 10 tygodni mojego zimowego pobytu w Toskanii, w miasteczku Arcidosso na południu. Mieszkam na starym mieście, w malutkim mieszkanku, którego jedyną wadą jest to, że z powodu grubych murów zasięg sieci komórkowych jest bardzo słaby. Czasem uda się zadzwonić i połączyć z internetem, ale często niestety nie.
Przez 70 dni odwiedziłem ponad 40 miejscowości w Toskanii i Umbrii, m.in. Cetonę, Bagno Vignoni, Chiusi, Castiglione del Lago, Montepulciano, Montegiovi, Montelaterone, Castello di Porrona, Castell’Azzara, Lukkę, Orvieto, Montisi, Petroio, Castelmuzio, Sorano, Saturnię, Rocchette di Fazio czy Fabbriche di Vergemoli – gdzie spotkałem się z Andrzejem Sassem, który kupił tu dom i zgodził się opowiedzieć o swoich doświadczeniach w wywiadzie.
Uwielbiam chodzić po średniowiecznych i renesansowych miasteczkach. Najprzyjemniejsze teraz jest to, że nie ma w ogóle turystów. W niektórych miejscowościach jestem dosłownie sam, ale nawet w takich, jak Montepulciano, gdzie w sezonie trudno jest przejść ulicą, teraz widać tylko pojedyncze osoby. Czasem wyglądają na zagubione, jakby myślały: „Może to pomyłka, a nie sławne Montepulciano, skoro nikogo prawie nie ma?”
Pogoda jest taka, jak się spodziewałem albo i lepsza. Śniegu nie było ani razu, przymrozek zdarzył się dopiero wczoraj. Większość dni jest słoneczna, bywają takie, że przynajmniej przez jakiś czas można w słońcu siedzieć albo chodzić bez kurtki. Najdłuższy okres zachmurzenia trwał 7 dni, ale też były w tym czasie dwa dni, kiedy się trochę przejaśniało. Śnieg podobno ma spaść w okolicy, na Monte Amiata, w lutym. Zobaczymy.
Dzień tutaj jest wyraźnie dłuższy, nawet w najkrótszym jeszcze po 16 było jasno. Słońce wschodzi trochę później niż w Polsce, ale za to zachodzi ponad godzinę, prawie półtorej, później. To dla mnie bardzo ważne, że jest jasno i na ogół słonecznie. Krajobraz ma też inne kolory, nie jest tak szaro-brązowo, jak zimą w Polsce. Niektóre drzewa liściaste jeszcze w grudniu miały liście, a pola i łąki są zielone właściwie cały czas. Zielonych jest dużo krzewów, niektóre kwitną, podobnie jak bratki!
Dzięki temperaturom i barwom Toskania wygląda bardzo wiosennie. To wrażenie jeszcze się wzmaga, kiedy słychać śpiewające ptaki. A słychać je właściwie cały czas. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo zima w Polsce to czas mroku i ciszy – a tutaj tej ciszy w przyrodzie nie było ani przez chwilę.
Stare miasteczka wydają się wyludnione. Okiennice w większości domów są pozamykane, na ulicach prawie nikogo nie widać, z wnętrz nie dobiega muzyka z radia ani głosy z telewizorów. Przyzwyczajony jestem do toskańskich miasteczek latem, kiedy okna albo i drzwi na parterze są otwarte, słychać głosy, czuć pyszne zapachy gotowanego jedzenia. Teraz jedyna woń, jaką czasem można poczuć, to woń dymu z kominów, bo w niektórych mieszkaniach nadal grzeją drewnem.
Przykładowe nieruchomości na sprzedaż znajdziecie tu: DOMY NA SPRZEDAŻ
Jak się dowiedziałem, dużo mieszkań to mieszkania wakacyjne – albo wynajmowane na lato, albo własne, odziedziczone, dlatego zimą jest tak pusto. Rzeczywiście, na Boże Narodzenie w wielu mieszkaniach paliło się światło, wiele zostało przyozdobionych świątecznymi iluminacjami i dekoracjami (wspinający się Mikołaj to standard, ale widywałem też małe szopki). Atmosfera w miasteczkach była wówczas dużo przyjemniejsza. Na co dzień trochę dziwnie się czuję, kiedy chodzę w nocy po kompletnie pustych zaułkach, a okna są zupełnie ciemne.
Nie, żebym się bał, przeciwnie, czuję się tutaj super bezpiecznie i chyba jest bezpiecznie. Na głównej uliczce starego miasta jeden staruszek ma cantinę, taki magazyn na parterze, gdzie drzwi są prawie zawsze otwarte i tylko symbolicznie zagrodzone patykami. W środku stoi mnóstwo butelek wina. Któregoś razu nie wytrzymałem i wlazłem tam, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście są pełne. Owszem, są. Jeśli wina nie kradną, to chyba znaczy, że jest bezpiecznie…
Stare miasteczka się wyludniają, bo ich starzy mieszkańcy wymierają, a młodzi nie chcą tam mieszkać, wolą w dużych miastach. Prawdą jest, że w tych starych nie ma pracy. Kiedyś ludzie utrzymywali się w nich w dużym stopniu z rolnictwa – mieszkali w miasteczkach (czy wioskach wyglądających jak malutkie miasteczka) i chodzili do pracy na polach. Dzisiaj młodzi Włosi nie chcą pracować w rolnictwie, w rolnictwie pracują imigranci, to oni troszczą się o oliwki i winogrona. Imigrantów jest dużo, w moim miasteczku głównie podobno z Bangladeszu, w miasteczku sąsiednim – z Pakistanu. Mnie strzygł fryzjer z Afganistanu. Widać ich, bo w zimie nie mają pracy w rolnictwie, podobno znikają z ulic na wiosnę, zobaczymy.
Moja obecność tutaj zachęca chyba klientów do pisania w sprawie kupna nieruchomości w Toskanii, przychodzi tych zapytań dwa razy tyle, co w ubiegłym roku. Czasami jeżdżę oglądać niektóre z oferowanych domów, bo proszą o to klienci, a czasem mnie samego coś zainteresuje i chcę to sprawdzić osobiście. Zyskałem też już spore doświadczenie na temat mieszkania w tradycyjnym toskańskim domu zimą.
Moje malutkie lokum mieści się w budynku z XVI w., ma bardzo grube nietynkowane kamienne ściany, kamienną podłogę i małe okna z pojedynczymi szybami. Przekonałem się, że kamienne ściany się nie nagrzewają i wnętrze nie trzyma ciepła. Ogrzewanie – elektryczne – nagrzewa wyłącznie powietrze, jak się je wyłączy, to temperatura bardzo szybko spada – nie do poziomu na zewnątrz, ale znacząco. Jeśli mnie nie ma, powiedzmy, przez 3 godziny, to po powrocie mam w mieszkaniu 14 stopni. Kamienne ściany wyglądają super, ale w zimie mieszkać lepiej w przynajmniej otynkowanych. Na to będę klientów uczulał – dobre okna i ogrzewanie w Toskanii też są konieczne. Koszty miesięczne ogrzewania mojego małego mieszkania elektrycznością to około 250 euro.
O takich sprawach jak wino i jedzenie nie ma co pisać – są równie świetne jak w lecie, a możliwość kupienia 5 litrów (bag-in-box) dobrego wina za 80 zł to wielka przyjemność raz na miesiąc…
Wszystko razem skłania mnie do przeniesienia się na stałe do Toskanii.
Największym moim problemem tutaj jest brak dobrego internetu, ale to kwestia do załatwienia, tylko trzeba czasu. W Arcidosso istnieje światłowód i teoretycznie można go doprowadzić do mieszkania. Ewentualnie, jeśli wszystko zawiedzie, można sobie zainstalować Starlink.
Nie wspomniałem jeszcze o jakże ważnych w życiu kontaktach towarzyskich. Poznałem tu kilka bardzo fajnych osób, które wyjechały z Polski w różnych momentach, więc nie narzekam na samotność. Poza tym moi przyjaciele z Polski mogliby mnie odwiedzać, a ja mógłbym do kraju jeździć też co kilka miesięcy.
Najważniejsze to znaleźć miejsce, gdzie się będę po prostu dobrze czuł. Na razie widziałem dwie takie lokalizacje, maleńkie miejscowości, w których mieszka po kilkanaście osób, prawie nie ma ruchu samochodowego, więc koty mogą bezpiecznie wychodzić na dwór. Mam w Polsce dwa koty i chciałbym je zabrać ze sobą. Na pewno nie wybrałbym miasta wielkości Arcidosso, tylko coś dużo mniejszego. Z większych miast bardzo podoba mi się Lukka, uwielbiam ją i tu mógłbym żyć, ale nieruchomości są za drogie, musiałbym długo oszczędzać, a czasu nie mam tak wiele…
Moje krótkie relacje możecie śledzić na bieżąco na Facebooku na grupie Toskania i Umbria – noclegi, wyjazdy, zwiedzanie https://www.facebook.com/groups/2328628774091371